Majowe houte-route na zakończenie skitourowego sezonu

Ledwo zakończył się majowy długi weekend, a ja już siedziałem w samochodzie w drodze w Alpy, ale bynajmniej nie na skalne wspinanie, tylko na narty 😀
Zdecydowaliśmy się zacząć nasza tourę już w Szwajcarii, gdyż początkowy „francuski” etap houte-route z Chamonix znamy już z Kamieniem z lat poprzednich. Miejscowość ta – Bourg St.Pierre – to dosłownie kilkadziesiąt niezwykle malowniczo położonych budynków przy drodze na przełęcz Św. Bernarda.

Startujemy z parkingu na wysokości ok. 1700m npm, gdzie zostaje na kilka dni nasze auto, i napieramy pierwsze kilometry z nartami na placach, gdzieś od 2000m zakładamy narty i kontynuujemy podejście do schroniska Valsorey na 3030m npm. Dalej ostre podejście na początek dnia, i przez dwie przełęcze: 3660m i 3504m npm, długi zjazd mocno uszczelinionym lodowcem du Mont Durand, z ciekawą i dość skomplikowaną moreną do schronu Chanrion na 2462m npm, które jest niemal granicą wiosennego śniegu. Jest to miejsce o tyle ciekawe, że w razie załamania pogody praktycznie nie ma stad możliwości szybkiego ani łatwego odwrotu.

Nam jednak pogoda (nadal) dopisuje, następnego dnia wybieramy jedną z wielu możliwości i decydujemy się na podejście lodowcem Brenay – w morderczym już słońcu, gdyż pobudka nie była wystarczająco wczesna;-) – podchodzimy najpierw na przełęcz o tej samej nazwie (Col du Brenay 3639m npm), potem jeszcze kilkadziesiąt ciągnących się niemiłosiernie metrów na szczyt Pigne d’Arolla (3772m npm), skąd roztaczał się naprawdę niesamowity widok.
Dalej fajny i stromy zjazd – pojechaliśmy w amoku ponad 200m za nisko(!) więc było kolejne podejście w nagrodę. 😉 do położonego na skalnym urwisku schronu Vignette (3158m npm).

4 dzień miał być z założenia odpoczynkowy, więc „jedynie” 400m w pionie podejścia na przełęcz Col de l’Eveque i dalej już tylko w dół i w dół lodowcem Glacier d’Arolla, aż do samej Arolli, narty zdejmujemy na wysokości ok. 2000, i dosłownie po kilkudziesięciu metrach stajemy gotowi na przystanku autobusowym, skąd dosłownie po kilkunastu minutach (ok. 10rano) jedziemy w dół niezwykle głęboką i malowniczą doliną do miejscowości Sion. Dalej pociągiem do Martigny, skąd szybki autostop z powrotem do Bourg St.Pierre po samochód, i praktycznie bez przystanków do Argentiere, bo jeszcze tego samego dnia, wjeżdżamy ostatnią kolejką na Grandes Montets dostajemy się do schroniska Argentiere…Uff! Indianiec został na dole w Cham, ja robię sobie jeden dzień przerwy, podczas którego Kamień dokonuje ładnego zjazdu z Aiguille du Argentiere.

Ostatni dzień (nie tylko naszej wycieczki, ale także istnienia schronu Argentiere, który będzie/jest właśnie przebudowywany) postanowiliśmy uczcić konkretnym zjazdem- czyli północną wschodnią ścianą Les Courtes. Stromizna górnego odcinka (ponad 50*); wystający miejscami żywy lód i kamienie; oraz brak kasków (!!!) ale przede wszystkim ogromna ekspozycja działały paraliżująco;-) ale po pierwszych newralgicznych metrach było już tylko lepiej i lepiej. a na dole ogromna radość i satysfakcja.

W wyjeździe udział wzięli: Maciek Kamień Kamiński – mój stały i sprawdzony już kompan z alpejskich wędrówek, oraz znany sudecki przewodnik i instruktor narciarstwa przywyciągowego Artur Indianin Wójcik, oraz Marcin Rutek Rutkowski.
Niecierpliwie czekam na fotki od kolegówJ

Marcin Rutek RUTKOWSKI